To były gorące wakacje 2016 roku. Warszawa dusiła się w lipcowym upale, ale w naszej galerii było na szczeście znośnie, dzięki grubym murom. W wakacje w domu aukcyjnym to raczej martwy sezon, to czas porządków i odpoczynku, odwiedzają nas głównie turyści zwabieni polską sztuką.
Któregoś takiego lipcowego dnia, przyszły do nas dwie panie. Potrafiły powiedzieć kilka słów po polsku, były bardzo ciekawe wszystkiego co dotyczy aukcji, sprzedaży obrazów i polskiego rynku sztuki. Po pewnym czasie, kiedy już piliśmy drugą kawę, jedna z nich wyjęła plik zdjęć.
– Bo my mamy polskie obrazy – usłyszałem.. I tak zaczęła się nasza znajomość z wnuczkami Hilarego Stykolta.
Podczas kolejnych odwiedzin opowiedziały nam fascynującą historię życia ich dziadka i burzliwe dzieje jego zbiorów. Wkrótce, już w Kanadzie miałem okazję zapoznać się na żywo z obrazami, ale także z archiwum rodziny, gdzie z wielu czarno-białych zdjęć patrzyły na mnie zamyślone oczy Hilarego.
Nie wiemy, kiedy Hilary Stykolt kupił pierwszy obraz, nie wiemy gdzie kupował inne. Przekazy rodzinne mówią , że jego kolekcja liczyła kilkaset dzieł sztuki – obrazów polskich (Wyspiański, Malczewski, Wyczółkowski, Lebenstein) i europejskich (Picasso, Chagall, Kisling, Pompom, Derain, Rouault), ale także rzeźby i srebra. Będąc dobrze prosperującym adwokatem mógł sobie pozwolić na tworzenie kolekcji sztuki. Według przekazów rodzinnych był pierwszym sędzią żydowskiego pochodzenia w Polsce po odzyskaniu niepodległości, znany z obrony robotników w czasie strajków.
Na pewno był patriotą, wysyłał paczki w czasie wojny do obozów jenieckich, działał w Czerwonym Krzyżu, zatrudniał polskich uchodźców w swojej kanadyjskiej firmie. Więcej o Hilarym można przeczytać w jego skróconym życiorysie, opracowanym przez jego wnuczki, na podstawie rodzinnego archiwum i przekazów.
Polska część kolekcji to przede wszystkim prace Stanisława Wyspiańskiego, zarówno te z wcześniejszego okresu twórczości, kiedy artysta przebywał w Paryżu, jak i te z Krakowa, z 1904 roku.
Studium postaci francuskiej mleczarki w charakterystycznym czepku pochodzi z wczesnego okresu twórczości Wyspiańskiego. Powstało jeszcze podczas jego pobytu w Paryżu, gdzie artysta spędził lata 1892, 1893 i część roku 1894. Umieszczona przy sygnaturze litera P., powtarzająca się i na innych pracach z tego okresu wskazuje właśnie na Paryż, jako na miejsce powstania obrazu.
Obraz, przedstawiający młodą, roznegliżowaną kobietę z książką na kolanach, jest jednym z licznych studiów malarskich, które Wyspiański malował w czasie swego pobytu w Paryżu. Uczęszczał wówczas do atelier Académie Colarossi, pracował dużo, usilnie dążąc do pełnej biegłości i swobody rysunku. Korzystał wówczas z pozujących w szkole modeli, tworząc liczne – rysunkowe i olejne, malarskie – szkice i studia nagich modeli, których postacie ujmował z pełnym, czasem drapieżnym realizmem, nie ukrywające wad i niedoskonałości ich budowy. Swoje modelki i modeli artysta przedstawiał w umownym, płytkim wnętrzu, często na tle draperii.
Obraz należy do sławnej serii pastelowych Widoków na Kopiec Kościuszki, ujętych z okna pracowni Wyspiańskiego w jego mieszkaniu przy ul. Krowoderskiej 57 (dziś 79). Do malowania tych obrazów namówił Wyspiańskiego znany krytyk i kolekcjoner Feliks Jasieński, który podczas odwiedzin u artysty – chorego i nie wychodzącego z domu – zwrócił uwagę na rozciągający się za oknami krajobraz i – przywołując przykład Claude’a Moneta i jego cykl widoków katedry w Rouen – podsunął mu pomysł malowania tego pejzażu przy różnej porze dnia, pogodzie i oświetleniu. I tak seria Widoków na Kopiec Kościuszki powstała zimą, na przełomie 1904 i 1905.
Tym razem nie praca Wyspiańskiego, tylko Leona Wyczółkowskiego, jedne z wielu „kwiatów”, opatrzone dedykacją, niestety nieczytelną (dedykacja l.d.: LWyczół | P. Radcy Ferowi[…] | w upominku 1932)
I wreszcie „Portret dr. Raczyńskiego”, wspaniała praca portretowa Stanisława Wyspiańskiego. Portret powstał w roku 1904, w ramach zamierzonej przez Wyspiańskiego galerii pastelowych wizerunków krakowskich osobistości. Dr Jan Rudolf Raczyński (1865-1918), był znanym lekarzem pediatrą, uczniem prof. Macieja Leona Jakubowskiego, zwanego „ojcem polskiej pediatrii“. Wyspiański cenił Raczyńskiego i jego lekarską wiedzę, nieraz też prosił go o zbadanie swoich chorujących dzieci. Dobrze znał również Marię (Marynę) z Pareńskich, żonę doktora (od 1904), której portrety malował nie tylko pastelami, ale także piórem – jako Marynę w Weselu.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem na żywo ten portret, wiszący w cieniu, w dość wąskiej przestrzeni kanadyjskiego domu, oczy dr. Raczyńskiego przebijały się z półmroku niesamowitym magnetyzmem. Pomimo wielu innych prac w tym samym pomieszczeniu, obraz skupiał moją uwagę, dominując wyraźnie nad innymi dziełami, jakby mówił spokojnie i stanowczo: ” patrz tylko na mnie, inni nie są warci głębszej uwagi, pooglądasz sobie później, a teraz patrz na mnie ..”
Na każdym obrazie z kolekcji Hilarego Stykolta, jest dowód wywozu z Polski w 1947 roku – przylepiona na odwrociu kartka z ówczesnego Ministerstwa Kultury, umożliwiająca wyjazd z kraju.
Nie znamy szczegółów tej tajemniczej misji, kiedy Hilary, czy raczej ktoś przez niego upoważniony wykopuje skrzynię w której przez czas wojny spokojnie spoczywały obrazy. Jak doszło do tego, że obrazy uzyskały pozwolenie na wywóz, kto i jak je wywiózł – tego zapewne już się nie dowiemy. Nie dowiemy się też, co dokładnie było w zakopanej „skrzyni Stykolta”, ile jeszcze dzieł, być może, czeka na swoje odkrycie.